W jednej z piosenek zaśpiewałeś: „To Onomatopeja, rapu polskiego nadzieja”. W krótkim czasie, z „nadziei” przeszedłeś do roli jednej z najważniejszych postaci rodzimego hip hopu...

No, stało się i już... Powiem Ci, że nieważne jest dla mnie rola jaką miałbym pełnić w tym naszym hip hopowym światku. Dla mnie priorytetem jest nagrywanie kawałków, granie koncertów, praca nad tekstami w studio, spisywanie swojego życia, suchy opis niejednokrotnie nawiązujący do rzeczywiście przeżytych przeze mnie zdarzeń. To jest najważniejsze i to nie zmienia się od lat, takie mam podejście do rapu. Zmienia się jednie forma, styl kształtujący się z czasem, modyfikacje jeśli chodzi o techniczne wykonanie kawałków. To jest ważne. Ocenę zostawiam ludziom, którzy po kawałki sięgają. Nie walczę z ogólną oceną, ale nie muszę się ze wszystkimi ocenami zgadzać. Co do tej ważności wiąże się to z dużą odpowiedzialnością. Ludzie mogą pokładać w nas coraz większe nadzieje, mogą wymagać więcej niż od innych wykonawców, to jest presja, której nie zamierzam się poddać. Nie wyobrażam sobie robienia muzyki myśląc tylko i wyłącznie o gustach publiczności. Nie, nie w ten sposób. Najpierw ja, potem oni. Nie mówię im tego, co chcą usłyszeć, mówię im to, co mam do powiedzenia. Niektórzy uznali, że to jest ważne...

Czy sukces zmienił Ciebie jako człowieka?

Dał jedynie potwierdzenie słuszności moich i kolegów działań jako kolektywu robiącego muzykę. Wiesz, recenzje i pochlebne wypowiedzi mogą mieć na Ciebie bardziej lub mniej znaczący wpływ. Potraktować to należy jednak ostrożnie, z odpowiednim dystansem. Sam powinienem wiedzieć, ile jestem wart, a ogólna ocena najczęściej w jakimś stopniu ma cię scharakteryzować, zaszufladkować. Jestem indywidualistą i wiem, że nie można ująć mnie w żadne ramy, bo to, co robię wkracza poza określone przez kogoś tzw. zasady. One są po to by je łamać jak kruche stereotypy, którymi otaczają się nie znający życia ludzie. Ja nie narzucam sobie określonych reguł, schematów, nie jestem ograniczony. Jestem niezależnym i wolnym człowiekiem, również jako muzyk. Gdyby sukces był dla mnie najważniejszy to brnąłbym w kierunku bagna spod znaku pseudo biznesu muzycznego, jaki się uprawia w naszym kraju. To jest nic innego jak kolejny proceder niewiele mający wspólnego z uczciwymi interesami. Najczęściej następuje tzw. konflikt interesów, a sukces artystyczny nie przekłada się na status materialny. Ale jako artysta mogę o sobie powiedzieć, że jestem człowiekiem sukcesu. Z tym, że zdaję sobie sprawę, że kiedyś też zejdę z piedestału, na który wynoszą mnie ludzie i zrobię to z godnością. Poza tym mam swoje życie i to jest ważniejsze niż sukces w muzyce. Sukces możesz osiągnąć pod każdym względem. Sukces to dla mnie nie zmarnować sobie jedynego życia, jakie mamy.

Nie noszę szerokich spodni, nie palę marihuany, nie chodzę na hiphopowe imprezy. Nigdy nie miałem konfliktu z prawem, wychowałem się na osiedlu zapewne bezpieczniejszym niż poznańskie Jeżyce. Jestem orientacji rockowej, ale słucham też dużo hip hopu i klasyką gatunku jest dla mnie „Księga Tajemnicza. Prolog.” Kaliber 44. Czy jestem wśród publiczności, dla której tworzysz?

Ja nie adresuję moich kawałków do ściśle określonej publiki. Tak było kiedyś, gdy hiphop był awangardą i alternatywą dla syfu jaki kreowały media. Hip hopu słuchały wtajemniczone elity, to było totalne podziemie, nie mające dziś nic wspólnego z mainstreamowym przełożeniem wytwórni płytowych i mediów muzycznych. Wtedy uprawiałem rap dla konkretnej grupy osób, dziś po moją płytę może sięgnąć każdy, nawet ten, który na co dzień nie słucha wyłącznie hiphopu. Wdając płytę i sprzedając ją w platynowym nakładzie muszę mieć świadomość, że część ludzi, którzy ją kupili to laicy albo tacy, którzy kupili ją z ciekawości zarażeni spotem reklamowym lub emisją klipu. Płyt SLU i Ski Składu słucha wielu ludzi, którzy zasadniczo się między sobą różnią: od statusu materialnego, przez wykształcenie i pochodzenie. Są też studenci, ludzie dorośli, ale są też outsiderzy, ostrzy zawodnicy, również ulicznicy i pospolici chuligani. Każdego z nich traktuje na równi, pomimo, że dane grupy społeczne nie przenikają się ze sobą, albo może tylko mi się zdaje... To moja odpowiedź na Twoje pytanie.

Nie masz czasem wrażenia, że polscy hip hopowcy stają się dla młodych ludzi "wujkami - dobra rada" ? Czy Ty jako powszechnie znany raper, wolisz uczyć czy bawić?

Co innego nauka, co innego plecenie herezji, słowa, rady, które w praktyce nie zdają egzaminu. Dzieciaki nie powinny w rapie szukać recepty na swoje życie i rozwiązywanie problemów. Jestem zdania, że każdy ma swój rozum i powinien z niego zrobić odpowiedni użytek. Wiadomo, że jest wielu zagubionych ludzi, którym nikt w dzisiejszych czasach nie chce lub nawet nie ma czasu pomóc. Wtedy pozostają rady od polskich rapowców. Dla mnie jest to trochę naciągane, bo czego może nauczyć dwudziesto paroletni chłopak innego człowieka, nierzadko rówieśnika? Nie lubię słuchać "wujkowego rapu", bo tak naprawdę nic w nim nie znajduję, te teksty do mnie nie docierają, bo są dla mnie tak oczywiste jak staropolskie przysłowia. Zresztą kilka zwrotów można by zacytować, one są nawet zainspirowane takimi powiedzonkami. Chciałbym słyszeć więcej celnych i jak najbardziej własnych spostrzeżeń odnośnie życia, trochę więcej prawdziwości i szczerego słowa, a nie sztampowch, oklepanych standardów.

W mediach dominują dwa skrajne poglądy: rodzimy hip hop jest hermetyczny, a przez to mało ciekawy i na odwrót: hip hop to najpopularniejszy obecnie gatunek muzyczny i najszybciej się rozwijający. Jaka jest Twoim zdaniem kondycja polskiego hip hopu?

Istnieje taki podział. Pierwsza wersja stworzona jest przez ludzi kompletnie nie znających się na rzeczy, tych, którzy nawet nie byli w stanie zauważyć nowego nurtu jako zjawiska o muzyce nie wspominając. Druga wersja, to temat dla socjologów, dziennikarzy i wszystkich tych, którzy chcieliby wypłynąć na tak gorącym temacie jak rapowanie po polsku. Są oczywiście ludzie przychylni tej kulturze, promotorzy imprez, stacje muzyczne, ale wyczuwalny jest tu dil, który na zawsze ukształtuje już wizerunek tego gatunku. Dzieciaki są podzielone, połowa chce mieć swoje gwiazdy, idoli; druga grupa gardzi komercją i dochodzi swoich praw, chce autentycznych zdolnych ludzi, którzy będą reprezentować ich poglądy, albo będą je nawet poprzez muzykę i wypowiedź kształtować. Artyści dokonują swoistego wyboru, czy chcą schlebiać gustom muzycznym mas czy chcą być w tym nurcie czarnym koniem zachowując swoje własne ja. Tak czy inaczej wszyscy wykonawcy i to bez wyjątków chcą sprzedawać jak najwięcej płyt i żyć z tej muzyki najlepiej jak się da. Niektórzy nawet za wszelką cenę - wystarczy spojrzeć, kto ile reklamuje firm odzieżowych lub wchodzi w najprzeróżniejsze projekty po to, by zarobkować po prostu - jakby z muzyki nie starczyło. Bo rzeczywistość jest taka, że niestety nieliczni mają naprawdę niezłe warunki, reszta musi chwytać się wszystkiego z chałturami włącznie. Myślę, że Ci, którzy naprawdę prezentują odpowiednio dobry poziom i robią po prostu dobrą muzykę w pełni zasługują na to, co mają. Czas pokaże jak będzie i zweryfikuje moją wypowiedź. Ja na dzień dzisiejszy patrzę wyłącznie na siebie, bo tak nauczyli mnie koledzy z tzw. branży. Wbrew pozorom hip hopowcy to nie jest bardzo zgrany i braterski kolektyw. Nie tu, gdzie pojawiają się pieniądze. Szacunek dla tych, którym te pieniądze nie przesłoniły prawdziwego oblicza naszych czasów.

Jak doszło do Twojej współpracy ze Sweet Noise?

Znałem tych chłopaków już jakiś czas. Wstępnie Dj Decks miał nagrać skrecze na płytę "Czas ludzi cienia", więc było to już prawie 3 lata temu. Skrecze nagrał Kostek, ale kontakt się nie urwał. Dowodem tego jest skit z Glacą na płycie Ski Składu powstały jeszcze przed propozycja współpracy. Co tu jeszcze mówić? Wzajemna sympatia i poczucie takiej naturalnej więzi między nami, kumplostwa doprowadziło do nagrania. Robili nowy materiał ze strach traków, chcieli to jakoś odświeżyć z pomocą znajomych i dlatego tam się pojawiłem. Nie żałuję, choć nie przewidziałem do końca, że kawałek tak wysoko zajdzie, namiesza. Ale jestem zadowolony. Mam z tego bardzo wymierne korzyści: ludzie zobaczyli mnie na profesjonalnym klipie, gramy to na koncertach, jest fajnie i czasami śmiesznie. Dlaczego? Bo kawałek trafił w zupełnie inną grupę ludzi: ani w hiphopowców ani w rockmanów. Po prostu dotarł do zwykłych ludzi, którzy nie mają do końca określonego gustu muzycznego. Dlatego śmiesznie... No i dobrze.

W wywiadzie dla „Przekroju” powiedziałeś: „Jesteśmy totalnie zepsutym narodem, a zmiany nie nadejdą szybko.” Dalej proponowałeś kontrowersyjne rozwiązania społeczno-gospodarcze (m.in. legalizacja marihuany), zapowiadałeś społeczny wybuch. Gdy to czytałem, to podobnie jak po lekturze rozmowy z Tobą w „Dużym Formacie”, odniosłem wrażenie, że drzemie w Tobie duch lewackiego buntownika. Widzisz w przyszłości siebie jako polityka?

Nigdy nie mów nigdy, ale na pewno nie zamierzam się bawić w politykę. Właśnie bawić - to dobre określenie - bo w naszym kraju panowie na państwowych posadkach bawią się w swoje wewnętrzne rozgrywki, a cierpi na tym ogólnie cały kraj z najmniej uprzywilejowanymi ludźmi czyli biedotą, którą ja szacuję na ponad 60 procent całości. Moje poglądy, które przeczytałeś w "Przekroju" były podparte konkretnymi argumentami: legalna marihuana hamuje przestępczość, daje rolnikowi pracę, podatki łatają dziurę budżetową. Tak samo z podatkami za Kościół - dlaczego nie mają płacić? Ci biedni ludzie ogłupieni przez instytucję Kościoła oddają im ostatnie grosze z emerytur i rent. Bóg, jeśli istnieje, na pewno nie jest z tego zadowolony. Nie za pieniądze obiecano nam wieczne zbawienie.

Szacuję - po rozmiarach sukcesu - że w ubiegłym roku zagraliście około stu koncertów. Czy nie czujesz czasem znudzenia, gdy po raz n-ty śpiewasz te same kawałki?

Czasem łapię sie na tym, że to znowu to samo, ale od czego mam zespół? Zmieniamy aranżacje jeśli chodzi o muzykę, a do tego cały czas powstają nowe kawałki, które z powodzeniem prezentuję na koncertach, więc nie ma mowy o znudzeniu. Walczę z rutną - nagrałem 6 płyt, więc jest z czego wybierać. Jak mam się nudzić, skoro ludzie proszą o jeszcze, o więcej i o te właśnie kawałki?! Gram, bo jestem na koncercie dla nich - bez nich nie miałbym nic, to oni nas kochają. My możemy dać im swoją twórczość na nośniku i na żywo, no i wdzięczność za każdy kupiony bilet, za kupioną płytę w sklepie. To dzięki ludziom moje życie zmienia się generalnie na lepsze (pieniądze, podróże) i ja nigdy o tym nie zapomnę.

Do Warszawy przyjeżdżasz jako członek Ski Składu. Jakie utwory będziemy mogli usłyszeć? Domyślam się, że nie obędzie się bez „Głuchej nocy”, która stała się tutaj bardzo popularna. Choć podobno nie przepadasz za tym numerem...

Zagramy standartowy program: kilka starszych i kilka nowszych produkcji, kilka kawałków ilustrowanych obrazem w postaci klipu, kilka mniej znanych, co nie znaczy, że gorszych. Nie obędzie się bez hitów, bo ludzie lubią kawałki, które znają i ja tego nie jestem w stanie zmienić. Nie odmówię, gdy zechcą "Głuchą noc". Nieraz mnie wkurwiają, gdy już na samym początku dopraszają się o ten utwór, z nim wyłącznie mnie utożsamiając. Ale wiedzcie, że ja nie jestem człowiekiem jednego utworu czy sezonu. Zbyt długo w tym siedzę, żeby nie znać zasad, a "Głucha noc" jest ogólnie spoko kawałkiem, tylko ludzie tak powariowali, że istnieje teoria, że to najlepsza rzecz jaką możemy im dać. A to przecież nieprawda. Jest wiele kawałków, które zasługują na większe uznanie.

Dzięki za rozmowę i do zobaczenia w Stodole.

Również dziękuję i zapraszam na nasz koncert.






Copyright © www.PejaSlumsAttack.pl 2006-2015. All rights reserved.
Created by Ka-Design.pl
Google+