RPS "Wolność daje mi energię" - Wywiad

15.05.16 przez Łudzik Podaj dalej

Miniaturka

1. Jak to się dzieje, że dookoła wszyscy płaczą, że kryzys w branży muzycznej, a płyty raperów, na przykład Twoje, sprzedają się w platynowych nakładach?

Kryzys na rynku to raczej zamierzchłe czasy. Odkąd zajmuje się muzyką w sposób czynny, wciąż słyszałem o kryzysie. Najczęściej pod koniec lat dziewięćdziesiątych, kiedy kraj zalała kolejna fala piractwa i do głosu doszedł Internet. Pomimo to znane w popkulturze zespoły wydający w tzw. Wielkiej Piątce sprzedawały swoje albumy nawet w milionowych egzemplarzach. Dziś to wyniki, o których każdy z nas, nawet raperów może jedynie pomarzyć. Wiem, co mówię, mój przełomowy album „Na legalu?” został wydany w roku 2001. Gdybym odniósł sukces z tą płytą 3 lata wcześniej, byłbym naprawdę ustawionym finansowo gościem. A tak sprzedałem zaledwie 100 tyś egzemplarzy, co również na dzisiejsze warunki stanowi wynik imponujący. Dzisiejsze nakłady i statusy złotych i platynowych płyt są żenująco niskie jak na 40 milionowy kraj. Jestem zwolennikiem przywrócenia starszych przeliczników dla statusów tych wyróżnień. W tym kraju nadal można sprzedać 50 lub 100 tyś, trzeba mieć tylko odpowiednią motywację. Inna kwestia, że byłoby to lecznicze dla rynku i samej muzyki. Naturalna selekcja eliminuje słabe ogniwa przypadkowych zdobywców wyróżnień, którzy już dziś zgłaszają do ZPAV-u streaming naliczony np. w serwisie You Tube i z samych klików tacy artyści robią platyny i lepiej. Ma się to nijak, do rzeczywistej sprzedaży fizycznych nośników a co za tym idzie faktycznego zainteresowania ich dokonaniami. Od 15 lat robię złota i platyny właśnie dzięki sprzedaży fizycznych nośników cd. W dalszej kolejności wliczam elektronikę, w ostateczności streaming. Artysta popularny nie będzie całe życie artystą topowym, jednak, jeśli jest uznaną marką, bez problemu osiągnie sukces z kolejną płytą. To kwestia wychowania publiczności. I zmiany pokoleniowej z ojca na syna. Zaufanie słuchaczy to najważniejsza kwestia w muzyce. Jeśli raz ich oszukasz, możesz pakować graty.



2.Od premiery „Księcia…” minęły raptem dwa lata. Czy to znaczy, że tak szybko pracujesz, czy miałeś część materiału na „DDA” gotową już wcześniej?

Dwa lata w rapie to prawie jak emerytura. Nie jestem za tym aby puszczać co pół roku nowy krążek, bo nawet dziś przy tak szybkim przepływie informacji, taka taktyka to strzał w stopę. Tytuł musi się osłuchać, przejść etap promocji i sprawdzić się na koncertach. Po co torpedować go kolejnym projektem? Płyta co roku to dla wyrobionego i popularnego rapera standard. Osobiście wolę wydawać co półtora roku. Rzadko kiedy zdarza się dłuższy niż dwa lata odstęp. Zdarzyło się też, że wydałem dwie płyty solowe („SŻG”, „Na serio”) w odstępie 9 miesięcznym i była to słuszna decyzja. A jednak czasem często to też dobrze. „DDA” napisałem w całości w 2015. Głownie na wakacjach, to mój ulubiony czas na pracę przy tekstach. Słońce, piasek, wypoczynek i rap. Sam proces nagrania to równe 80 godzin studyjnych plus sesja poprawkowa i zwrotki gości. To bardzo szybkie działanie. Do nagrań przystąpiłem w połowie stycznia, nie licząc kilku godzin w grudniu. Potraktowałem je jako wprowadzenie. W lutym miałem praktycznie cały materiał i przystąpiłem do prac edycyjnych, później faza próbnych miksów, praca z DJ’ami, sam mix i master. Te ostatnie etapy rozciągnęły nam się w czasie, ale tylko po to, żeby nie popełnić niepotrzebnych błędów. Pośpiech jest naprawdę nie wskazany. Dlatego uważam, że 2,5 miesiąca od wejścia do studia do przekazania materiału do wytwórni to naprawdę tempo ekspresowe. Każdy znający się na rzeczy muzyk to potwierdzi.

3. Jakie niespodzianki znalazły się w wersji rozszerzonej „DDA”?

Wersja deluxe wzbogacona jest o dodatkowe utwory, które nie będą ogólnie dostępne w wersji sklepowej. Wersja rozszerzona ma również wzbogaconą szatę graficzną ale nie w sposób drastyczny. Wersja deluxe to praktycznie 80 minut muzyki na krążku.



4. Dla wielu osób skrót DDA oznacza raczej smutną historię. Musiałeś się z tym mierzyć we własnym życiu?

Tak, jestem DDA. Jestem też trzeźwiejącym alkoholikiem. Moja przygoda z trzeźwością trwa już 7 rok. „DDA” to raczej tytuł niż analiza własnych doświadczeń związanych z chorobą alkoholową. „DDA” to powrót do retoryki z pijanego okresu Rycha Peji, ujętej z pozycji obserwatora, bardzo wspominkowo. „DDA” i tematy na niej zawarte są wynikiem mojego zwątpienia w sens trzeźwego życia. Może nie podważeniem wszystkiego, co w tym czasie zbudowałem. To raczej wynik spotkania ze ścianą i ucieczka w pijane myśli, do wspomnień z okresu mrocznej balangi. Całościowo jest raczej zdroworozsądkowo, więc moje zwątpienie jest bardziej symboliczne. Jest niczym innym jak sygnałem by wziąć się do roboty. Również w terapii DDA i życiu codziennym.



5. Jak wyglądała współpraca DJ’em Zel’em? Siedzieliście razem w studio, czy przysyłał Ci gotowe bity?

Z Krzysztofem pracujemy wspólnie od blisko 13 lat. Już na samym początku naszej znajomości, wyszedł temat szerszej współpracy. Systematycznie dobierałem jego aranże na kolejne płyty SLU, które wydawałem z DJ. Decksem oraz na moje solowe projekty. Wynik naszej pracy to suma wcześniejszych działań plus wzajemny szacunek do tego co robimy. Zel podsyłał mi paczki z bitami, ja wybierałem muzykę. Kiedy rozpocząłem nagrania w studiu zaprosiłem go do Poznania aby wraz ze mną uczestniczył w procesie nagrań. Tworzenie przez sieć może i jest cool, oszczędza też masę czasu ale prawdziwa chemia powstaje tylko w studiu. Przez ten czas, kilka wspólnych spotkań zdążyliśmy się dotrzeć moi inżynierowie poznali styl pracy Krzyśka. On sam również poznał mój. A ja odkryłem go na nowo.

6. Kiedy pracujesz z producentami, sugerujesz kierunek i pilnujesz całego procesu nagrywania, czy raczej czekasz co oni zaproponują?

Od początku kontroluje każdy projekt, czy to kiedyś z Decksem, czy z innymi producentami. Ustalam plan działań, wybieram demówki z muzyką, modyfikuję je, wyrzucam instrumenty, zamieniam, kombinuję, uczestniczę w miksie, aranżu. To cały ja. Jestem architektem, potem robotnikiem stawiającym fundament. Następnie zajmuje się wykończeniówką. Oczywiście z biegiem lat nauczyłem się ufać ludziom, z którymi pracuję, idę na pewne kompromisy. Całość jednak zawsze była jest i będzie moim kolejnym dzieckiem. Nadając im tytuły tworzyłem wizje, wokół których krążyłem dokładając kolejne teksty, jak brakujące elementy puzzli. Wszystko następuje w sposób naturalny. Jeśli nie ma weny nie ma projektu. Często wyznaczam sobie dead line, który wywiera na mnie presję. Pod presją pracuję zdecydowanie lepiej. Zmuszam się do kreatywności jak na chłopaka po podstawówce przystało.



7. Opowiedz trochę o gościach, jest ich sporo na płycie. Dlaczego właśnie tacy artyści? Wszyscy, których chciałeś zaprosić mogli dograć zwrotki? Czy z kimś się nie udało?

Dlatego, ponieważ lubię nagrywać z ludźmi, których znam, lubię i szanuję. W większości przypadków kieruję się tymi kryteriami przy wyborze gości. To również ludzie, z którymi coś w życiu przeżyłem, wielu z nich systematycznie pojawia się na moich krążkach. To ważne, żeby mieć swobodę i kierować współpracą w sposób koleżeński. Wielu z nich to moi dobrzy koledzy, również i przyjaciele. Z nikim nie było problemu. Zaprosiłem tylu gości ilu zechciałem. Nikt mi nie odmówił. Na płycie zabrakło utworu z Gandziorem. Zabrakło odpowiedniej aranżacji aby ukończyć projekt, skutkiem czego tym razem się nie udało. Bardzo żałuję, bo to jedyny element tej układanki, który nie wypalił tym bardziej, że Piotr był na wszystkich moich płytach przez ostatnich 8 lat.



8. Jesteś poważną marką na polskiej scenie. Przy nagrywaniu nowych płyt ta świadomość to zastrzyk adrenaliny czy raczej obciążenie?

I jedno i drugie. Nagrywając nowy album chcę poczuć się tak jakbym nagrywał pierwszą płytę. Te szczeniackie emocje i radość wynikająca z procesu twórczego zawsze udzielają się ekipie z którą pracuję. Jeśli masz odpowiedniego realizatora, który nie ograniczy się tylko do wciskania record i stop, porozmawia z Tobą, da się poznać, wysłucha Cię, zaprzyjaźni się z Tobą na okres sesji, może to zaowocować naprawdę super rzeczami. Jeśli człowiek, który Cie realizuje traktuję swoją pracę poważnie i zaangażuje się w to osobiście jak na zawodowca przystało, nie dłubie w nosie, nie odbiera telefonów i nie przegląda facebooka w czasie kiedy ty zapisujesz swój wokal i wkładasz w to całe serce i power, wtedy możesz być pewien swego. Jeśli zaufasz kolesiowi po drugiej stronie, to wiesz, że wyciągnie Cię z każdej trudnej sytuacji. Nie przepuści literówki ani błędów językowych. Nie odeśle Cię do domu, jeśli masz gorszy dzień. Napije się z Toba kawy a po jakimś czasie nagrasz trudniejsza partię w 5 minut i to z zamkniętymi oczami. Tyle o adrenalinie. Obciążenie jest zawsze to samo. Łatwo wejść na szczyt, trudniej się utrzymać. Z każdej strony ktoś wymaga, atakuje, ocenia lub pragnie zająć Twoje miejsce. Oczekiwania ludzi związane z kolejną płytą niebezpiecznie się zwiększają, nie ma opcji byś miał jakikolwiek margines błędu. Ludzie chcą coraz lepszych produkcji, często nie zdają sobie sprawy ile to pracy i wyrzeczeń. Na zewnątrz wszystko wydaje się proste i przyjemne. Bo, jeśli udało Ci się nagrać płytę, która jest w TOP 3 całego rapu jaki w Polsce powstał, porównań będzie zawsze sporo. Każdy nowy album będzie musiał się skonfrontować z klasycznymi dokonaniami i nie ma opcji aby przeciętny słuchacz przyjał Twoje argumenty, że lepiej brzmi, super mix, flow, technika, teksty wszystko 100 procent lepiej. Na nic takie argumenty, bo jeśli ktoś przeżył w życiu ważne chwile przy twoich starych, niekoniecznie dopracowanych rzeczach, to właśnie one będą stanowić kwintesencję Twojego stylu, najlepszych dokonań a co za tym idzie sukcesu.



9. Opinia fanów/ słuchaczy jest dla Ciebie ważna w trakcie nagrywania nowych płyt?

Nigdy nie zrobię płyty według sugestii lub wskazówek osób trzecich. Szanuję cudze pomysły, ale to nie są moje pomysły. Biorę do siebie różne rzeczy, konstruktywna krytyka to coś co może dać Ci kopa do pracy. Jednak nigdy nie zrobiłem czegoś pod publiczkę. Nigdy nie poruszam modnych tematów, które lansuje większość graczy albo rzeczy, z którymi nie czuję związku. Nie wyczuwam na siłę nastrojów społecznych ani trendów w popkulturze, jestem sobą i robię swoje.
I choćbym naraził się na masakryczną krytykę, to wiem, że moje płyty są moje, autorskie, samodzielne i z serca. Opinie są frapujące tuż po premierze. Szukam co rusz wartościowych po skończonej pracy z czystej ciekawości. Feedback tez może być budujący.



10. Jak oceniasz wszystkie nowe formy promocji i dystrybucji muzyki? Digital, stream itd.?

Jestem bardziej oldschoolowcem. Nie chciałbym powtarzać tego co kilka pytań wcześniej. Kupuje empetrójki w telefonie. Sprawdzam klipy na YT. Inne platformy nie zajmują mnie praktycznie w żaden sposób.

11. Co jest w Tobie najważniejszym, niezmiennym źródłem energii? Złość? Bunt? Może miłość?

Brak energii do życia (śmiech). Ból egzystencji, mroczne doświadczenia, trauma, ale i radosne chwile, które towarzyszą mi na co dzień. To zależy od nastroju. Nie należy balansować na krawędzi i specjalnie się w jakiś nastrój wprawiać. Złość, jest spoko. Gniew również. Jesteśmy ludźmi i mamy do niego prawo. Bunt? W moim wieku? Miłość jak najbardziej. Kochać i być kochanym to sprawdzona recepta. Największego kopa dawało mi zawsze przekraczanie granic, łamanie zasad oraz ignorowanie norm społecznych. Niezgoda na odgórne systemowe nakazy i zakazy.
O tym jest też „DDA”. Wolność daję mi również tę energię. Poczuć wolność choć na chwilę to niesamowite uczucie, tak jak ze szczęściem. Bo szczęśliwym i wolnym się bywa a nie jest cały czas. Właśnie dlatego tak bardzo ludzie nie potrafią zaakceptować swojej rzeczywistości. Również i ja.



12. Jak się czujesz będąc w przededniu czterdziesty urodzin? Rap pomaga dorastać, czy trzyma umysł w stanie świadomości małolata?

Nie czuję się w ogóle na te lata choć zdarzy się ponarzekać jak stary człowiek, bo często objawia mi się tak natura. Trochę się już nażyłem, ale nie czuje się ani starcem ani mędrcem, którym chciałem zawsze się stać będąc starszym. Czterdziestka to nie starość to wiek średni a rap nie ma tu nic do rzeczy. Jeśli w duchu gra Ci małolat i taka jest twoja natura, to równie dobrze wyplatając koszyki możesz być całe życie łobuzem. Przez rap obcuję z młodymi ludźmi a to zawsze Cię odmładza w jakiś sposób. Dostajesz zastrzyk świeżej krwi. I mnóstwo endorfin na scenie. Jesteś aktywny zawodowo, w miarę spełniony, popularny, może nawet trochę lubiany, rozwijasz się, spełniasz swoje marzenia, realizujesz cele, podróżujesz, poznajesz mnóstwo miejsc i nowych twarzy, kultur, obyczajów, lub ich brak. W takim życiu nie ma miejsca na starość. Na dojrzałość owszem, lecz jestem zdania, że nie wszystko w życiu trzeba brać aż tak serio. To paradoks, bo w tekstach raczej staram się być skupiony i poważny. Choć nie zawsze wyważony. Jak to kiedyś nawinąłem – małolat z mordą zgreda. I tyle…






Copyright © www.PejaSlumsAttack.pl 2006-2015. All rights reserved.
Created by Ka-Design.pl
Google+